Przykuci do lepszego my

W medialnych przekazach  od dość dawna wciąż znajdujemy treści godzące w godność i dobre imię leśników. Nasz związek także zgodnie ze statutowymi zapisami stoi na straży godności leśników i dba o jak najlepsze relacje z naszym otoczeniem, bo każdy leśnik wie, że jest to tak samo ważne jak troska o trwałość lasów. Przeglądając różne strony internetowe i czytając artykuły z różnych  portali i czasopism trafiłem na stronę http://greenwatcher.szkolanawigatorow.pl/przykuci-do-lepszego-my

Jest to tekst napisany przez autora, który nie jest leśnikiem, tematycznie związany z leśnictwem i  na tyle interesujący oraz inny od pozostałych, że postanowiłem go tutaj zamieścić:

Przykuci do lepszego my

Ekologiści, którzy niedawno blokowali wejście do siedziby Dyrekcji Generalnej Lasów Państwowych w Warszawie nie byli tu przypadkowo, a nie mam na myśli „akurat tędy przechodzących” z kamerami i aparatami. Awantura o Puszczę Białowieską i hasło powiększenia Białowieskiego Parku Narodowego to jeden z wielu przyczółków poważnego starcia o kompetencje, nie tylko zarządcze (ustawa o ochronie przyrody art. 2 ust. 1: ochrona przyrody polega na zachowaniu, zrównoważonym użytkowaniu oraz odnawianiu zasobów, tworów i składników przyrody), ale nawet cywilizacyjne.

Ci sami ludzie, którzy trwożą społeczeństwo fatalnym stanem przyrody są zwykle pierwszymi orędownikami powoływania kolejnych form ochrony przyrody i to nie tych z końca listy art. 6 ust. 1 ustawy o ochronie przyrody, ale z czołówki, a wiec parków narodowych i rezerwatów (obszary wyróżniające się szczególnymi wartościami przyrodniczymi, obszary zachowane w stanie naturalnym lub mało zmienionym). Zawsze argumenty są podobne: jeśli nie ustanowimy rezerwatu lub parku narodowego to zostanie zniszczony ostatni cenny fragment przyrody w okolicy, w regionie, ba nawet w Polsce i na świecie. Takie głosy nie są odosobnione, a śpiewa je cały chór Kasandr i to od dekad w różnych miejscach Polski. Dość powiedzieć, że w kolejce czeka co najmniej 10 udokumentowanych projektów nowych parków narodowych. Przypomnę: PN Puszczy Bukowej (Szczeciński PN), Kaszubski PN, Suwalski PN, PN Puszczy Knyszyńskiej, Mazurski PN, PN Wisły Środkowej, Jurajski PN, Niepołomicki PN, Turnicki PN, Orawski PN. Piękne i wartościowe przyrodniczo tereny, wprawdzie wszędzie tam są już jakieś formy ochrony przyrody, zwykle obszary Natura 2000, parki krajobrazowe, a nawet rezerwaty, ale to za mało. Nie o to toczy się rozgrywka.

W jednej zwrotce jesteśmy pouczani, że przyroda jest w stanie fatalnym, a w drugiej dowiadujemy się, że są jeszcze nieskolonizowane i nieskonsumowane, naturalne wyspy dzikości, które trzeba ocalić oczywiście przed nami samymi. Nikt nie pyta o ten fenomen, bo go zagłusza wrzask (znamienne: Chcemy Puszczy), a przysłania wszechobecny lęk i strach dokonującej się apokalipsy.

Zanim im ulegniemy i faktycznie wykluczymy się z przyrody za pośrednictwem rezerwatów oraz parków narodowych (celowa przesada – parki narodowe i rezerwaty, to ledwie 1,5 % pow. Polski), może zastanówmy się jak ta zachwycająca przyroda przetrwała do wieku XXI, w środku Europy, po setkach, ba, tysiącach lat przedekologicznych? Zdaję sobie sprawę, że terminu „okres przedekologiczny” nie odnajdziemy nawet w najlepszej Wikipedii, ale konsekwencje jego stosowania będą poważne – zachęcam. Po pierwsze uwolnią naszych przodków ze stygmatu barbarzyńców, a po drugie głupcom odbiorą argument ahistorycznej oceny ich dokonań. Ekologia, a tym bardziej sozologia są bardzo młodymi dziedzinami nauki drugiej połowy wieku XX.

A może nie są to żadne pamiątki pierwotności (na pewno nie), jak głoszą ekologiści z centrów miast, tylko i aż, o zgrozo, skutki świadomego gospodarowania w okresie przedekologicznym? Może to świadectwo „ogrodu”, który z różną intensywnością wykorzystywaliśmy i wykorzystujemy, a nie ślady nietkniętego raju, który był przed człowiekiem? Być może nie są to żadne referencje przedindustrialne, ale postacie zróżnicowanego sposobu gospodarowania i zarządzania przyrodą nawet w tej strasznej epoce przemysłowej? Przecież i Puszcza Białowieska nie była jakimś zapomnianym odludziem, pozostawionym sobie, a ocalałym przypadkiem, lecz już z dawna elitarnym terenem polowań, a więc zarządzaną ostoją łowiecką. Niemcy, nie tak dawno temu, wysiedlili z tej ostoi kilka wsi. Tak w niej gospodarowano w przeszłości, że jest obecnie naturalna, to jest zbliżona do układu pierwotnego, ale nie wolna kiedyś i obecnie od wpływu człowieka. To język płata nam figla pozornej sprzeczności bo jeśli naturalny to nietknięty, dziewiczy, pierwotny itp. To nie są synonimy.

Taka wizja może być przerażająca dla ekologistów – czyni ich niepotrzebnymi. Dlatego z całą mocą głoszą, że cześć przyrody przetrwała nie dzięki, ale wbrew wrogiej działalności człowieka. Co więcej, tu w Polsce jest to skutek zapóźnienia cywilizacyjnego (zob. http://greenwatcher.szkolanawigatorow.pl/gwat-w-puszczy-b). Nic dziwnego, że taka  demonstracja rzeczywistości karmi zielone ego jak wysokobiałkowa pożywka. Skoro to co przetrwało jest przypadkiem, na jakieś zacofanej peryferii świata w Europie, to dotychczasowe sposoby gospodarowania są złe, są dziełem nieuświadomionej ekologicznie ciemnoty, zajmującej się np. rolnictwem, leśnictwem, rybołówstwem, myślistwem, wodą itp. Nie mają oni żadnej legitymacji do dalszego zarządzania zasobami, tworami i składnikami przyrody. Trzeba ich podporządkować nowemu przewodnictwu – i to się już stało, a następnie całkowicie wykluczyć – właśnie się dzieje.

Pogląd, że dzika przyroda przetrwała przypadkowo, pomimo niszczycielskiej woli i roli człowieka podważa naukę, wiedzę i efekty dotychczasowego gospodarowania (porażki i sukcesy), nie tylko te które mają obecnie postać godną rezerwatom i parkom narodowym. To deprecjonuje obecnych „ogrodników”, takich jak np. leśnicy, do poziomu potomków barbarzyńców oraz tworzy wolną niszę dla ekologizmu. Kasta zielonych kapłanów ma nie tylko za co wypić i zatańczyć (z mądrości redaktora Stanisława  Michalkiewicza), ale osiąga wyższą pozycję, najmniejszym wysiłkiem – poprzez obniżenie pozycji reszty. Konsoliduje ich nie tylko poczucie wyższości, ale dumny coming out z otaczającego barbarzyństwa. Nie musisz mieć żadnej wiedzy i mądrości, doświadczenia i dokonań, a jedyny wysiłek intelektualny to wpięcie się kłódką we właściwe ogniwa. Czy do takiej miłej idei, lepszego i mądrzejszego ja, nie warto się przykuć najgrubszym łańcuchem ze stali?

Zachęcam do odwiedzania tego portalu…

 

Jarosław Szałata